do przestępczości najbardziej, pomijając rodzinę, filmy i wadę wrodzoną, prowokuje źle skonstruowany system. 60% procent przestępców bez systemu mogłaby być normalnymi ludźmi... szkoda...
-Godzina dwudziesta trzecia, trzydzieści siedem. Mówi ci to coś?
-Nic a nic.
-Jest niedziela? Pokaz zeszyt... tak, jest niedziela, ładny rysunek. Death nie skwitował komplementu...
Droga była długa i nieprzyjemna, jesienią wszystko co zamarza na powierzchni schodzi do kanałów.. całe hordy szczurów, nietoperzy... myszy, i innego stworzenia nazywanego przez Dreatheren "kolacją desperatów". Nie było w tym bynajmniej żartu, nie każdy miał pieniądze aby kupować w Tesco.
Tesco w dzielnicy Kabaty... wróć. Dwudziesto cztero godzinny, siedmio dniowy w tygodniu, mający wszystko w dupie na nocnej zmianie Tesco w dzielnicy Kabaty. Każdy z Dreatheren tam kupował, połowa członków tam pracowała, nikt nie musiał wiedzieć. Ostatecznie cały koncern wzbudzał tylko współczucie. Tren lubił obserwować ludzi, nawet swoim jednym okiem. Byli fascynujący a on rzadko miał okazję wyjścia z kanałów, głównie z powodu braku czasu, nie żeby kompleks. nocna zmiana w hipermarkecie nigdy się nie obijała, wiecznie znużone twarze weteranów nie mających perspektyw na lepsza przyszłość, stygnące twarze młodych, pracujących ambitnie lecz ze wzrokiem z tygodnia na tydzień przygasającym, refleksyjnym. Nikt nie wiedział co będzie dalej, każdy mógł popełnić błąd, nocna zmiana była bardziej przechadzką duchów, wśród uwijających się wiotkich postaci dało się zauważyć same anomalie... truciznę miasta wychodzącego na zewnątrz w nocy. Niespełnieni pisarze, matki trzeciego świata bojące się wyjść na światło dzienne, bezdomnych, ludzi myślących że są wampirami, przestępców i ściganych. Wśród całej tej wyindywidualizowanej masy nie brakowało klaunów, dziwaków, przebierańców i osób które stojąc na wadze widzą kod pocztowy Piaseczna, pomijając pierwsze zero. nie było tego wiele, każdy w końcu musiał przyznać że hipermarket był gigantyczny. Jednak Tesco w nocy... a szczególnie w niedzielę kiedy każdy pracujący Nowak pierwszego świata myślał o dniu następnym, zamieniał się w mały, cichy lunapark, o ile jakieś dziecko nie wszczęło krzyku. Pięć osób z odznaczeniami Dreatheren łącznie z Death'em i Tren'em przemierzali trzecią aleję idąc w kierunku mopro. Robili to co tydzień o podobnej porze, większość stałych bywalców łącznie z ochroną znała ich i nie robiła z powodu dwóch jednookich bliźniaków specjalnego szumu, właściwie to kilkunastu zaprzyjaźnionych skinheadów często witało się gdy przypadkowo spotkali się w którejś z alei.
-Widzisz Death?
-Widzę to co tydzień.
-To jest prawdziwy obraz Polski chłopaki, słuchajcie mnie. To jest to co ucieka każdej z gazet, wychodzi z reklam i nie wyświetla się w telewizji. Polska za którą narażamy nasze życia, to właśnie ci ludzie. nie mówię tu o przeklętej tolerancji ani równouprawnieniu. Prawdopodobnie nikt z nich nie musiałby żyć tak jak żyje gdyby nasz system funkcjonował sprawnie. nie byłoby nocnych sklepów, burdeli i przestępczości. Każdy wiedziałby kto jest psychopata z krwi i kości... mam rację. Kilku skinheadów w alejce z piwem przytaknęło nazywanemu przez nich, jednookiemu. -Zrozumcie że system musi stwarzać warunki do rozwoju a nie sprzedawać kraj, podziękujcie za opinię złodziei nie Niemcom, oni mają rację i każdy kto nazwie polaków złodziejami ma rację. Podziękujcie za tą opinię politykom którzy każą nam kraść. Oni dają najlepszy przykład. I to jest nasza misja. Rozumiecie?
-Rozumiemy. Zakrzyknęli chórem. Tren podszedł do każdego z nich. spojrzał w okiem w oczy i poklepał po ramieniu.
-Dzięki że akurat wy. Jesteście dla mnie jak bracia...
-Tylko się nie rozpłacz, Tren. Zapakował kolejną paczkę śląskiej do kosza Death.
-Jesteśmy z tobą liderze. Powiedział Szarwant.
-Do końca dni. Dodał Death.
Przy kasie ochroniarz przybił każdemu piątkę jak co tydzień. Lubił tych chłopaków, głównie dlatego że byli bezproblemowi, kupowali zawsze trzy wózki żarcia i nie chcieli reszty. Często zmagał się z totalnymi debilami którzy mimo porządnego wyglądu zachowywali się jak dzieci, dlatego też często powtarzał dla Dreatheren że chciałby aby wszyscy klienci byli tak bezproblemowi jak oni. Do tego każdy z nich był wyjątkowo kulturalny. Trzydzieści minut temu wybiła północ. Bracia dali reszcie do rozłożenia dwa wózki i wysłali w drogę powrotną. Sami wioząc na miejsce resztę zaszli w okolice pola za hipermarketem.
-Pamiętasz ten las?
-Jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, Tren. Oboje instynktownie wiedzieliśmy że właśnie tam trzeba było się spotkać...
-Pamiętasz jeszcze nasze siódme urodziny?
-Tak.... ta magiczna granica narzuca wiele wspomnień. to jak odcięcie od cywilizacji, Wiesz Tren że to fascynujące.
-Co takiego?
-Z tym lasem jest jak z wiarą w Boga. Jest szumne miasto, pełne sztucznych świateł i bezdusznych ludzi, goniących za materią, zapominających o śmierci, przy tym wszystkim jest Bóg jak ten las... spokojny cichy... wydawałoby się martwy. Każdy wierzy w miasto, nikt nie chce uwierzyć w las. Jednak mimo iż jest ciemny, milczący i zdawałoby się nie potrafi się poruszyć... to tam w głębi on żyje... ludzie odchodzą a on dalej żyje... i daje świadectwo swojego zwycięstwa przetrwaniem.
-Masz racje...
-Co?
-Masz racje.
-Nie, chodź mi o odgłos. Słyszysz to?
-O kurwa, chodźmy prędko.
-Za hipermarketem banda osiłków wracająca z meczu złapała dziewczynę która wychodziła od chłopaka po zakupy. Każdy z nich narżnięty jak Messershmit zaczął się do niej dobierać, na oko było ich pięciu, dało się usłyszeć błagalne odgłosy ofiary aby puścili ją wolno. Tren wyjął pistolet z kurtki. Dresy przywarli ją do słupa i przywiązali ją do niego nadgarstkami. Widać było jak zdejmują jej spodnie.
-Zapierdolę skurwysynów. Death zatrzymał brata za ramię.
-Czekaj mam lepszy pomysł. Wybrał numer do policji i zgłosił gwałt, po minucie z pobliskiego posterunku przyjechał radiowóz. Jakie było zdziwienie bliźniaków stojących w ciemności gdy policjanci zamiast ich rozgonić zaczęli się witać i sami używać ofiary. Tren nie wytrzymał tego.
-Teraz moja wersja, ja zacznę przedstawienie a ty leć po wsparcie. Death z przerażeniem w oczach chciał lecieć do Tesco jednak Tren go przytrzymał na chwilę. Death ze zdziwieniem zlustrował facjatę brata. Znał go długo jednak nigdy nie widział żeby ten tak demonicznie się uśmiechał.
-I lepiej kurwa leć szybko bo nie wiem czy zostanie coś dla was...